Copyright 2021 John Alex i Piotr Jankowski
piotr@johnalex.pl +48 509 774 360
John Alex: Cześć Wam! Dzisiaj mam przyjemność porozmawiać nie tylko z Piotrem, ale również z Leo – jego wspaniałą żoną! Co będzie tematem naszej rozmowy? Zapytam dziś o Ich zmianę, o metodę przekuwania smutków w radość oraz o to, dlaczego w ogóle się przeprowadzili i dlaczego do Trójmiasta, dlaczego Gdańsk?
Jestem przekonany, że wielu Wasza historia zainspiruje
Dzień dobry Kochani, milo Was widzieć!
Leo: Dobrý den, John Alex. Rád tě vidím poprvé!
Piotr: [LOL]
John Alex: No nie, po czesku nie będziemy tego wywiadu prowadzić, Leo. Proszę Cię… Wiem, że podkreślasz swą przynależność do południa Europy – choć wschodniej – ale zawsze południa… ale my jesteśmy na północy, my tu mamy morze (eghm…), więc proszę Cię, Kochana, mów do mnie zrozumiale.
Leo: Oczywiście John Alex, zawsze do nowopoznanych mi osób mówię po czesku, to taki rodzaj wizytówki, miło Cię poznać!
John Alex: Uff, dobrze że mówisz świetnie po polsku, Leo.
Piotr: Ja również się cieszę, że Cię widzę, John Alex.
John Alex: No tak, wybacz Piotr. Zagadałem się z Leo… No dobrze Kochani. Jesteście tu, w Gdańsku, od ponad ośmiu miesięcy, przeprowadzeni, zakotwiczeni już na dobre? To od czego zaczniemy?
Leo: Z tym „przeprowadzeni” to jeszcze nie tak do końca, cały czas mieszkamy w wynajętym mieszkaniu, w fajnej okolicy parku i jeziora, ale to jeszcze nie to – czekamy na nasze wymarzone miejsce, a jeszcze, niestety, jest w budowie… już odliczamy te pozostające dni!
John Alex: Ekscytujące to wszystko, bardzo się cieszę. No ale jak to wszystko się zaczęło?
Piotr: To złożona sprawa, John Alex… zacznijmy może od tego, co stało się pierwotną przyczyną naszej Wielkiej Zmiany? Może podam Ci kontekst oraz tąpnięcia, które do niej doprowadziły, John Alex…?
John Alex: Oczywiście, Piotr. Opowiadaj!
Piotr: Czas w którym zaczęły pojawiać się w mojej głowie zaczątki, zalążki potrzeby zmiany to był okres u końca i zaraz po osiągnięciu celów jakie wyznaczałem sobie zawodowo w poprzedniej firmie. Po osiągnięciu pewnego pułapu, jakbym chciał coś sobie udowodnić… I udowodniłem, ale szybko okazało się, że nie o to mi w życiu chodziło. Konkretnie? Jako lider, „big boss”, członek zarządu wielkiej organizacji międzynarodowej itd. itd. zbudowałem fantastyczny zespół, współtworzyłem fantastyczną kulturę organizacji, poprowadziłem zespół w trudnych i wymagających czasach niesamowitego wzrostu, „ustawiliśmy” nowe miasto – Katowice jako drugie obok Łodzi, znaleźliśmy piękny, nowy budynek dla naszego centrum, uruchomiliśmy nowe usługi pokrywając całość IT… dużo. To było naprawdę dużo i były to ogromne i imponujące projekty. Niewielu ludzi może powiedzieć finalnie: z sukcesem zarządzałem 2,500 ludzi w Centrum oraz tysiącami na świecie w globalnych rolach. Nie obawiam się powiedzieć, że jestem z tego dumny. Naprawdę dużo. Już w trakcie tej drogi zaczęto zwracać mi uwagę na drogę jaką idę, drogę ku wypaleniu: naście godzin w pracy, praca także w domu. Mijały mnie sprawy rodzinne, choć byłem z nimi, to bardziej jakoś obok, byłem mało, pozornie… w lekcjach Olkowi pomagała Leo, w matematyce mój śp. Tato – świetny mózg matematyczny, trzeba zaznaczyć, więc nie było nikogo lepszego. Patrzyłem na to wdzięczny, bo oni coś mi umożliwiali, coś wzięli na siebie, ale moja refleksja ostateczna była taka, że wypełniają jakąś lukę, którą to właśnie ja tworzę. I zacząłem się zastanawiać, co jest najważniejsze…
John Alex: Wrócimy do tego, Piotr. Leo, a jaka była Twoja perspektywa?
Leo: To był fajny czas, to nie tak, że Piotra w ogóle nie było. Był. I z czasem jak te „duże” sprawy się stabilizowały, Piotr był coraz wcześniej i dłużej w domu. Nie było tak, że jakoś cierpieliśmy, oboje wiedzieliśmy, że w takiej roli, czy w takich rolach w jakich Piotr występował „tam”, to „tu” nie można wymagać od niego więcej. Podjęliśmy tę decyzję wspólnie, pamiętam dzień, kiedy rozmawialiśmy o tym tuż przed jego awansem na Szefa Centrum, Head of GDC oraz Członka Zarządu. Rozmawialiśmy właśnie o tym na co się godzimy, że jego będzie mniej i że na mnie spoczną obowiązki domowe. Była to dla Piotrka szansa, ja się zgodziłam, bo wiedziałam, że on tego chce. I ja chciałam tego dla niego.
Piotr: Oczywiście, było wiele takich mini powodów, nagromadzonych mini powodów w pewnym czasie, które jakoś udało nam się dźwigać. Albo, które nauczyłem i nauczyliśmy się niwelować, np. poprzez rozpoczęcie gry w tenisa, czy windsurfingu, czy gry na gitarze w moim przypadku… by mieć coś obok, coś co mnie odciąga od pracy i daje odskocznię. Warto mieć hobby, bo to wbrew pozorom nie zabiera czasu, a odciągnięcie od pracy przybliża do Rodziny, nawet jak w tym momencie nie jesteśmy razem… na tym właśnie polega work-life Balance, zrozumiałem to i wprowadziłem w życie i zadziałało.
Pisaliśmy o tym tutaj: https://johnalex.pl/work-life-balance.
Aż w końcu przyszedł rok 2018. Zdarzyło się to, na co naprawdę nie byliśmy gotowi. Ja nie byłem. Ten najważniejszy negatywny moment i tąpnięcie – śmierć mojego Taty.
Mieszkaliśmy z Rodzicami dom-w-dom, to był układ z myślą o wzajemnej pomocy i byciu większą rodziną. Komfort odosobnienia i bliskości. 2w1. Układ sprawdzał się idealnie. I nagle się częściowo wyczerpał.
Tato zmarł, Mama została sama, spłynęły z firmy kondolencje, wróciłem do pracy… ale sprawy nie były już takie same. Rodzinnie, nie umieliśmy przejść do kolejnego etapu, a Mama sama… ja dalej w pracy. Pomagaliśmy jak mogliśmy, ale Mama chyba też przestała wierzyć i chcieć…
John Alex: I co było dalej?
Piotr: Dalej był rok 2020r., luty. Pomiędzy 2018 a 2020r. nie wydarzyło się już nic wiekopomnego dla mnie w firmie: stabilizowanie po wzroście, globalne funkcje, wyjazdy do Japonii, nagrody, relacje… nie było już wielkiego budowania, raczej głównie mocny PR wewnątrzorganizacyjny… w tym okresie dostałem właśnie od firmy dwóch coachów, a właściwie program liderski w 2018, który zmienił mnie na pewno mocno oraz w 2019 roku coacha Tomka, „Kingmakera”. Pracowaliśmy nad zmianą. Poprzednie oczekiwania i chęć udowodnienia sobie pewnych spraw vs moje autentyczne ja. Ogień i woda. Jaki jestem naprawdę? Pomógł mi to połączyć.
John Alex: I co się stało?
Piotr: Moja Mama źle się czuła, ja źle się czułem w firmie, zespół też się źle czuł ze mną. Ten rok to czas, gdy wielu z nas, po moim byłym Szefie, zaczęło szukać dla siebie miejsca poza organizacją. W moim przypadku - spotkaliśmy się z moim szefostwem i uzgodniliśmy warunki wyjścia. Pamiętam, że kiedy odjeżdżałem po finalnym spotkaniu, poczułem się jak ręka, której pozbawia się gipsu po złamaniu, znasz to uczucie? Chyba nie… jesteś cyfrowy. A więc, John Alex, kiedy zdejmują Ci gips, Twoja ręka nagle sama leci do góry, jest taka lekka. Dźwigałeś długie tygodnie coś ciężkiego, nagle Ci to zdejmują, a uzdrowiona kończyna leci w górę! Tak się czułem po tych prawie 10 latach w firmie, choć przez ten czas w ogóle nie czułem tego gipsu na ręce, a zdałem sobie z niego sprawę dopiero, kiedy odpadł…
Ale bardzo kochałem tę firmę, głównie ludzi, odejścia żal mi było tylko i wyłącznie z tytułu relacji i przyjaźni jakie tam zawarłem i jakie do dzisiaj pozostały! Podsumowując – to był wspaniały czas, ale nadszedł czas na zmianę dla mnie… A firma ma się dobrze, zespół był gotowy - z tego jestem najbardziej dumny.
John Alex: I co jeszcze się wydarzyło?
Leo: Zaczęliśmy planować PRZERWA-Studio EMS, pierwotnie w Łodzi. Piotr chciał mi pomóc, ja zostałam trenerem personalnym i postanowiliśmy, że to teraz ja zrobię coś, co może dawać nam środki do życia, a przy tym niesamowity „fun". Poznaliśmy technologię EMS, fajnych ludzi, wymyśliliśmy koncept studia i już mieliśmy podpisywać umowę na lokal, gdy zachorowała Mama Piotra…
Piotr: Szczęście po gipsie nie trwało długo… Pamiętam, że wpadła Leo, że Mama strasznie źle wygląda. Stało się coś tak ot, z dnia na dzień. Przynajmniej tak nam się wtedy wydawało. Tego samego dnia był SOR, lekarze, badania, następne dni kolejne: szybko wyszło, że to nowotwór i to z przerzutami. Rozwijany cicho i bezboleśnie i bez żadnych objawów. Z trzustki na wątrobę. Mam prośbę do Ciebie, gdy to czytasz: badaj się często i nie pal papierosów. Moja Mama paliła bardzo dużo, nie dało jej się tego wyperswadować.
Zachorowała w lockdownie COVID-owym, pamiętam jak się bałem, bo byłem po kilka razy w różnych szpitalach, u różnych lekarzy, zmieniałem maseczkę co wizyta…
A Mama odeszła dokładnie w 20 dni od momentu kiedy pojechaliśmy na SOR. To były 20 dni walki z nikłą nadzieją, poszukiwania metod, lekarzy… później opieki paliatywnej. Obserwowanie umierania siedząc obok. Podając szklankę wody.
Muszę tu dodać, jak Leo mi pomagała z Mamą, gdy trzeba było w chwilach, gdy nie miała już siły wykonać czynności higieny… ja sam nie dałbym rady, mentalnie. A Leo to robiła i jestem jej dozgonnie wdzięczny i podziwiam ją za tę odwagę i otwartość na ludzkie sprawy.
John Alex: To wszystko bardzo smutne, Piotr. To jak z tego wszystkiego mogło się urodzić cokolwiek pozytywnego?
Leo: Kiedy zmarł Tata Piotra, podziwiałam Mamę Piotra i jego samego jak szybko stawali na nogi I jak szybko wychodzili z traumy.
Piotr: Może zacznę od cytatu, myśli Pani Mayi Angelou: „Jeśli czegoś nie lubisz – zmień to. Jeżeli nie możesz tego zmienić – zmień sposób, w jaki o tym myślisz. Nie narzekaj!”.
Obydwie części tej myśli wprowadziliśmy w życie i jesteśmy z tego dumni. Ponadto, mam w sobie wybudowaną przez długie lata (sport i w pracy) bardzo silną prężność/twardość charakteru (z ang. resilience), to bardzo pomocna cecha z jednej strony, która z kolei z drugiej strony odrobinę przeszkadza w budowaniu więzi z ludźmi. W tym akurat przypadku bardzo pomocna, ale może o tym kiedy indziej?
John Alex: Nie, nie, Piotr! Proszę - opowiedz o tym „resilience”.
Piotr: Ja rozumiem ją jako pojemność wiaderka na zdarzenia bez wywoływania głębokich skutków natury emocjonalnej, czy psychologicznej. Taka zdolność utrzymywania „siebie” w spokoju ducha bez względu na zdarzenia. Im większa ta pojemność, tym więcej jesteś w stanie dźwignąć i tych małych i tych ogromnych ciężarów.
Może najpierw w czym to przeszkadzało. Ja mam w głębi siebie bardzo dużą wrażliwość, jednakże wybudowanie dużej prężności w sobie („resilience”) sprawia, że to co dla innych wydaje się być problemem nie do przeskoczenia i z tego powodu rwą włosy z głowy, dla mnie jest czymś neutralnym i tylko zastanawiasz się co z tym zrobić, wymyślasz, planujesz, wykonujesz – po problemie. Dzisiaj już jestem tego świadomy, dlatego świadomie chowam „resilience” i wyciągam podwójnie empatie, po prostu po to by ktoś nie pomyślał, że bagatelizuję jej/jego problem.
No a pomaga, wiadomo – udźwignąć więcej. Poza tym i ponadto, moje nastawienie na rozwiązywanie problemów nie pozwalało mi nigdy siedzieć w kącie i płakać, no nie ten typ… żałoba po śmierci Rodziców w moim przypadku trwała krótko, dlatego, że już po ok. dwóch tygodniach zaczęliśmy planować „co dalej”. To nie znaczy, że nie mam w sercu głębokiego żalu, mam, często ich wspominam, rozmawiam lub płaczę, np. gdy słucham piosenek, które uwielbiali. Ale nie ogranicza to mojego działania „tu i teraz”.
Doszedłem do jeszcze jednego mocnego wniosku: to nie wtedy gdy kończysz 18 lat stajesz się dorosła/y, także nie wtedy, kiedy się wyprowadzisz na swoje, nie kiedy bierzesz ślub, czy gdy rodzi Ci się dziecko.